Przyjmuje się, że pierwszy dzień cyklu to pierwszy dzień krwawienia
miesiączkowego. Jest to faza tzw. niepłodności względnej, kiedy komórka jajowa
dojrzewa w pęcherzyku Graafa. Jeśli jednak kobieta ma krótki cykl miesiączkowy, a
w tym czasie dojdzie do współżycia, może dojść do zapłodnienia.
Jeszcze w latach 20. XX wieku zasłużony skądinąd pediatra Béla Schick ogłosił, że
kwiaty wkładane do wazonu przez osobę menstruującą szybko więdną. W okresie
musi być więc coś toksycznego – ocenił.
W latach 50. George i Olive Smithowie ukuli termin „menotoksyna”. Stwierdzili, że
gryzonie umierają od zastrzyków z krwi menstruacyjnej. Ginekolog Bernhard
Zondek, twórca pierwszego testu ciążowego, postanowił to sprawdzić i
przeprowadził badanie, w którym razem z krwią podawał antybiotyk. Zwierzęta
przeżywały, co dowodziło, że gryzonie umierają, bo krew była pobierana w
niesterylnych warunkach i zawierała bakterie. Gdy pobierano ją w warunkach
„względnie sterylnych”, do zgonu nie dochodziło. A menotoksyna zwyczajnie nie
istnieje. Naukowe dowody nie przeszkodziły jednak w wymyślaniu kolejnych zaburzeń, które miały powstawać u osób menstruujących, a o toksyczności okresu
do dziś przekonanych jest między 17 a 33 proc. badanych kobiet.
To mit utrwalony również wśród samych dentystów. O ile dolegliwości bólowe, które
nierzadko towarzyszą okresowi, mogą być dla niektórych wystarczającym powodem,
żeby zrezygnować z wizyty u stomatologa, o tyle kwestia krwawienia jest mitem.
Niektórzy dentyści wciąż przekonują, że bardziej inwazyjnych zabiegów, jak np.
wyrywania zębów, nie powinno się przeprowadzać w trakcie miesiączki ze względu
na ryzyko wystąpienia krwotoków przez zmniejszoną krzepliwość krwi. Teza ta
została jednak obalona wieloma badaniami.
Zakazy długich kąpieli i przebywania na słońcu wynikają z przekonania o tym, że
wysoka temperatura otoczenia może spowodować krwotok z powodu mniejszej
krzepliwości krwi. Tymczasem krew krzepnie gorzej w niskiej temperaturze, a długa,
ciepła kąpiel potrafi pomóc w dolegliwościach bólowych. Wysokie temperatury mogą
sprzyjać omdleniom, ale nie ma to żadnego związku ani z płcią, ani z fazą cyklu,
dlatego nie warto odmawiać sobie odprężającej kąpieli czy dnia spędzonego na
plaży ze względu na okres.
Seks w czasie okresu wcale nie jest niewskazany. Wręcz przeciwnie, wywołane
orgazmem rozluźnienie potrafi przynieść ogromną ulgę w bólu, a płyn menstruacyjny
posłużyć za naturalny lubrykant. Jeśli tylko ogólne samopoczucie, które w tym czasie
może być słabe choćby ze względu na ból, pozwala nam na taką aktywność, to nie
ma powodu, żeby menstruacja była w niej przeszkodą.
Wybór produktów higienicznych w czasie okresu to bardzo indywidualna sprawa.
Niektóre osoby czują się najlepiej, używając podpasek, inne tamponów, jeszcze inne
kubeczków, specjalnej bielizny menstruacyjnej, albo niczego, wybierając swobodne
krwawienie. Wiele nastolatek nie ma w ogóle możliwości przetestowania większości
z tych opcji, bo albo o nich nie wiedzą, albo chęć ich wypróbowania wiąże się ze
wstydem. Szczególnie tampony zdążyły obrosnąć ogromną liczbą mitów.
Nie jest prawdą to, czego obawia się wiele dziewczyn – że tampon może się w nich
„zgubić”. Zdarza się, że tampon wejdzie głębiej, ale ze względu na naszą budowę
nie ma możliwości, by wpadł do macicy – blokadę między waginą a macicą stanowi
szyjka macicy.
„Utrata dziewictwa” przez używanie tamponów to kolejny mit. Po pierwsze dlatego,
że użycie artykułu higienicznego nie jest w żaden sposób tożsame ze stosunkiem
seksualnym. Po drugie dlatego, że przytaczane często w tym kontekście „pęknięcie
błony dziewiczej” nawet podczas pierwszego stosunku z penetracją to bardziej
anomalia niż norma, a sama „błona dziewicza” jest niewielką fałdką elastycznej
błony śluzowej u wejścia do pochwy – wejścia, którego w prawidłowym kształcie nie
powinna w ogóle blokować. Wręcz przeciwnie, w przypadku gdy śluzówka jest zbyt
mało elastyczna lub całkiem zrośnięta, możliwe jest zalecenie zabiegu hymenetomii,
czyli nacięcia błony – brak ujścia wiąże się z brakiem odpływu śluzu i płynu
menstruacyjnego. Można też urodzić się bez niej.
Po trzecie dlatego, że definicja „dziewictwa” jest wyjściowo niejasna, zależna od
kultury, często wykorzystywana do opresji kobiet i nie jest stosowana w medycynie.
Mit ten ma swoje źródła w pracy naukowej, którą w 1971 roku opublikowała
psycholożka Martha McClintock (dlatego niekiedy mówi się o „efekcie McClintock”).
Hipoteza zakładała, że u kobiet, które razem mieszkają lub bardzo często ze sobą
przebywają, dochodzi do synchronizacji cyklu miesiączkowego. Wpływ na to miałyby
mieć feromony. Badaniom McClintock wytykano błędy metodologiczne, a późniejsze
analizy – przeprowadzane m.in. przez polską biolożkę dr. hab. Annę Ziomkiewicz-
Wikary – wykazały, że synchronizacja okresu po prostu nie istnieje.
W Polsce wyjątkową popularnością cieszy się pogląd, że istnieje związek między
okresem a niepowodzeniami w kuchni. Jedni mówią, że w czasie okresu lepiej w
ogóle nie gotować, inni, że nie wolno kisić ogórków, ale najbardziej rozpowszechnił
się mit o tym, że w czasie okresu nie wyjdzie nam ciasto drożdżowe. To oczywisty
przesąd. Jedyną przeszkodą w pieczeniu ciasta, tak jak w każdej innej czynności w
trakcie miesiączkowania, może być samopoczucie czy ból.
W różnych kulturach i religiach kobiety w czasie menstruacji bywają wykluczane z
życia, zakazuje im się uczestnictwa w wydarzeniach społecznych i religijnych, są
uznawane za nieczyste, niegodne, a nawet obłożone klątwą i niebezpieczne.
Tymczasem płyn menstruacyjny to krew, śluz szyjkowy oraz komórki błony śluzowej
i nabłonka macicy, a jego pojawienie się jest jedną z oznak prawidłowo działającego
układu rozrodczego. Regularne wydzielanie krwi menstruacyjnej mówi o potencjalnej
niegodności czy nieczystości kobiety tyle samo, co bicie serca, wymiana naskórka
czy perystaltyka jelit – czyli nic.