Przypomniałam sobie o tym wiele lat później, kilka sekund po wypadku samochodowym.
Ocknęłam się na chodniku. Kilka kroków ode mnie stała kobieta z córeczką. Nie spodobało mi się
to, jak na mnie patrzyły. Dziewczynka trzymała w ręce mój but. Podała mi go bez słowa, a ja bez
słowa go założyłam: ot, przyłapały mnie na tym, że nieco się obluzowałam, ale jestem już cała,
mogę ruszać dalej. To chwilę trwało, zanim zrozumiałam: przypatrywały mi się, bo krwawiłam
bezinteresownie, lekkomyślnie, a obficie; krwawiłam jak zarzynana. Krwawiłam tak, jak krwawili
gangsterzy w filmach Coppoli; podsuwali sobie kapelusze pod podcięte gardła, żeby nie zabrudzić
koszuli, kamizelki. Przez myśl – w szoku – przeszedł mi cytat z kreskówki: krew – to coś, co chyba
powinno być w ś r o d k u.
Przez wieki o menstruacji pisano niewiele, jeśli zaś w ogóle – albo były to teksty paranaukowe (w
których mężczyźni wyjaśniali kobietom świat – o tym zaraz), albo pornograficzne. Zauważa to Therese Oneill w swojej książce Unmentionable: The Victorian Lady’s Guide to Sex, Marriage, and Manners [Nieobyczajne. Wiktoriańskiej damy podręcznik do seksu, ślubu i dobrych praktyk]. Spójrzcie na takiego markiza de Sade’a, pisze Oneill, niby słynął z perwersji, niby opiewał bezwstyd, a o menstruacji wspominał – jeśli w ogóle – bardzo delikatnie. Autorka opisuje dziewiętnastowieczne wzmożenie w badaniach dotyczących miesiączkowania; mężczyźni, którzy zajmowali się tematem, dość szybko doszli do wniosku, że kobiety robią to w nieodpowiedni
sposób. Po pierwsze: część z nich zaczyna zbyt wcześnie, a wiadomo przecież, iż kto pierwszy dojrzewa, ten pierwszy i więdnie (bon mot ukuty przez jednego z ówczesnych badaczy).
Od XIX wieku zmieniło się wiele, to jasne. A jednak okres nadal bywa tabu. Pracując nad książką Dziewczynki. Kilka esejów o stawaniu się, zbierałam współczesne wyrażenia, którym zastępowano słowo „menstruacja”; za Susan Kim i Elissą Stein, autorkami książki Flow: The Cultural Story of Menstruation [Krwawienie. Kulturowe dzieje menstruacji], przytaczam: przyjaciółka jest w mieście. Ciotka Flo przyjechała z wizytą. Czerwone Skarpety grają u siebie. Cumowanie łódki z pomidorami. Klątwa. Miesięczne tarapaty. Picasso w okresie czerwonym. Jazda
wielkim czerwonym cadillakiem przez alejkę kobiecości. Panienka Scarlett wraca do Tary. Czerwony alarm. Noszenie czerwonej wstążki. Karmazynowy przypływ. Keczup na steku. Komuniści nawiedzają czerwony domek. Wyjście z Carrie na studniówkę. W Holandii mówi się ponoć o zupie pomidorowej, po chińsku – o powrocie do domu małej siostrzyczki. I dalej: „W Anglii powiewa się japońską flagą, w Japonii przybywa Mała Panna Truskawkowa, we Francji – Anglicy, po niemiecku przychodzi Żurawinowa Pani. W Portoryko pyta się: czy śpiewał ci już kogut? Po fińsku PMS określany jest jako choroba wściekłych krów. Przeprowadzam krótką sondę
wśród polskich znajomych. Karmazynowy przypływ. Rejs po Morzu Czerwonym. Tydzień rekina. Mieć leja. Cieczka. Ciota. Sikanie krwią. Ciocia z Ameryki. Ciotka z czerwonymi walizkami. Bloody Mary. Stygmaty. Wodospad szatana. Cierpienie. Inwentaryzacja. Wymiana oleju. Truskawkowe Dni. Zepsuć się – kobieta się zepsuła. Krewna. Platfus. Atak Mojżesza. Dożynki”. Wszystko po to, żeby nie padło to słowo na M.
Rachel Kander Nalebuff w książce Our Red Book: Intimate Conversations about Periods [Czerwona książeczka. Intymne rozmowy o okresie] zbiera różnego rodzaju wspomnienia związane z doświadczeniem pierwszej miesiączki. Dziewczyna, która opowiada o tym, że w jej domu rozpoczęcie miesiączkowania wiązało się z pozwoleniem na przekłucie uszu („każdego roku na zjeździe rodzinnym pojawiały się więc kolejne kuzynki, które prezentowały nowe kolczyki, i wszyscy wiedzieli, co jest grane”), jest w uprzywilejowanej sytuacji. W wielu wspomnieniach przewija się doświadczenie strachu, który nie tylko związany jest z nową sytuacją, ze zmieniającym się ciałem, z motywem krwi – ale i z tym, co jest bardzo pragmatyczne: z obawą o to, czy na wygodne miesiączkowanie będzie można sobie pozwolić, czy nie będzie zbyt dużym obciążeniem budżetu. Ma Xiao Ling wspomina czasy Rewolucji Kulturalnej: papier toaletowy był surowo reglamentowany, a w domu były trzy dorastające dziewczynki, których rodzice musieli przygotować się na najgorsze. Jeszcze zanim którakolwiek z sióstr zaczęła miesiączkować, rozpoczynało się skrupulatne, desperackie zbieractwo; polowano na papierowe ręczniki – szorstkie i brunatne – które potem całą rodziną dzielono na wąskie paski i magazynowano. „Martwiłam się każdego dnia – wspomina Ling – bo wiedziałam, że kiedy zacznę miesiączkować, stanę się jeszcze większym obciążeniem dla rodziny”.